Świadomość zmiany zachodzącej w świecie i w nas samych jest tak wielka, że szukanie jej przyczyn ogarnia umysł ludzki od zarania dziejów. Każdy człowiek niezależnie od statusu społecznego, majątku, wyznawanej religii, korzeni kulturowych jest na nią podatny, a próby jej oswajania spełzają na niczym. Mizerną próbą obrony człowieka jest wykorzystanie metody bazującej na postulatach idei postępu. Idei balsamującej i podtrzymującej ważność stwierdzenia, że człowiek jest w stanie panować nad żywiołem zwanym życiem, w ramach zaspokajania swoich pragnień i roszczeń. Nadzieje na dotarcie do celu wyznaczonego przez marzenia i pragnienia podtrzymują nasz obraz istnienia oraz obraz świata zewnętrznego w sposób ciągły i zgodny z naszymi oczekiwaniami.
Przeświadczenie, że cały proces musi mieć swój początek, rozwój i koniec na przełomie czasu utrwaliło w człowieku przeświadczenie, że warto już na starcie mieć to, co się chce osiągnąć. Strefa pragmatyczna ludzkich czynów nie pozwala na uzyskaniu skutku przed puszczeniem w ruch przyczyny. Strefa mentalna daje takie możliwości. Nie dość, że człowiek pogwałcił prawa natury, starając się zawłaszczyć mentalnie cel wcześniej, niż to miałoby mieć miejsce w rzeczywistości, to przewracając cały cykl, starał się nieumiejętnie wykorzystać swoją wolną wolę. Zakładając, że będzie to czyn wysuwający jego, jako jednostkę, na wierzchołek nowej struktury, nie przypuszczał, że na przełomie czasu będzie to wnyk, który będzie mógł usidlić tylko jego samego. Nie można mu zarzucić braku pracowitości, bo efekty pracy są interesujące, ale fakt, że wraz z pierwszą udaną próbą zmiany otaczającego świata, źródłem wszelkiej wiedzy o sobie samym, świecie zewnętrznym oraz o zasadach poruszania się w nim, jest on sam. Nie chodzi o to, że na wpół ślepy i głuchy, we wrogim świecie próbował odpowiedzieć sobie na postawione pytania, bo ciekawość świata jest strukturalnie zgodna ze światem, w którym żyjemy, gdyż odpowiada na ciągłe zmiany w nim zachodzące.
Szkopuł w tym, że droga na skróty, którą asymilował w życiu codziennym, zanegowała jego ruch do przodu. Bo jakim ruchem możemy nazwać to, iż udaje mu się oblec w formy materialne to, co intelektualnie już zdołał posiąść? Dlaczego postępem mamy nazywać przyoblekanie w formy to, co substancjalnie już nam jest znane? Przecież to praca dla rzemieślnika, a nie dla istoty myślącej. Ruchem postępowym powinno być to, co dają nam odkrycia substancjalne, to co ze znanego pozwala nam wejść w nieznane, ale nie po to, by w sferze poznawczej odkrywać nowe formy, ale po to, by na poziomie esencji umieć lepiej określić samego siebie w doświadczanym świecie. Oblekanie wyszukanych idei w formy wyczuwalne wszelkimi zmysłami człowieka, nie warunkowało postępu mentalnego, lecz tylko ten najbardziej trywialny-materialny. W miarę jak postęp technologiczny przybierał na sile, malała potrzeba postępu mentalnego. Postępu wymagającego więcej niż człowiek był w stanie ofiarować na ołtarzu rozwoju. Nie jest mierzony praktycznymi efektami wykonywanej pracy, ale szerszą postawą człowieka, jakościowo lepszym fundamentem poznawczym. Nie chodzi o kolejną ideę, która kładzie człowieka na kolana, ale stan, dzięki któremu może on miarodajnie ocenić taką ideę, nie będąc oślepionym przez jej blask.
Czy człowiek sam w sobie jest w stanie dać taką dawkę szczęścia, aby nie pragnął już nigdy nic więcej?
Nasze życie często przypomina zabawę na huśtawce dwuramiennej. Z jednej strony jestem ja, a z drugiej strony zasiada życie we wszelkich swych przejawach. Przeciwwaga, którą jesteśmy i którą reprezentujemy naszymi cechami musi mieć masę i skuteczność podobną do walorów przeciwnika-czyli siły rażenia zmian zachodzących w naszym życiu. Ich moc jest często tak duża, że energia włożona w ich neutralizację wytrąca nas raz po raz z równowagi. Jednak od wyniku tego pojedynku zależy, jak określimy nasze życie. Albo jest pełnią życia, powodzeniem, gdy szala przechyla się na naszą stronę, albo ciągiem zdarzeń pełnym porażek i upadków, po których musimy się otrząsnąć, twardo stanąć na nogach, aby móc dalej realizować swoje marzenia. Nieustanna walka, szarpanina, są jakby stale wpisane w nasze życie. Potrzeba szczęścia determinuje nas doszczętnie, wszak chwilowo jest w stanie oświecić ciemne zakamarki naszego życia, porażka zaś może skutecznie uszczuplić nasze zasoby sił, niezbędne do normalnego funkcjonowania.
Utożsamiamy się z jednym ramieniem tej huśtawki, gdyż na to drugie nie mamy żadnego wpływu. Szukamy rozwiązań bieżących sytuacji i problemów, zbroimy się w arkana wiedzy, mając nadzieję, że zdobędziemy przewagę w postaci możliwości przewidywania kolejnych zmian w życiu. Okraszamy to wiązką naszych pragnień i potrzeb nadając im tym samym pożądany przez nas kierunek, dając jednocześnie możliwość, aby uzyskane wcześniej przez nas narzędzia spełniły swoje zadanie. Nigdy nie będzie jednak tak, aby ta metoda miała pokrycie na całej długości naszego życia, a negatywne wyjątki są na stałe wpisane w nasze manu. Przewrotność losu bardzo często ujawnia się w tych chwilach i pokazuje, że to nie epizod bez znaczenia, wpadka wymagająca szybkiego usunięcia, ale w większości przypadków nowy punkt odniesienia w naszym życiu. Punkt rewidujący nasze plany i tym samym stawiający dalsze wyzwania. Przerwy pomiędzy „pracą przy taśmie” nadają sens naszemu życiu, a nie to, co jest wynikiem powtórzeń i przyzwyczajeń. Jeśli zdejmiemy naszą wyuczoną powtarzalność pewnych czynności, wyuczonych schematów pojęciowych, wszelkie przejawy mechanizacji naszego życia, automatycznie dostroimy się do zmian zachodzących w naszym życiu, a siła potrzebna do poruszania przeciwwagą będzie jedynie potrzebna do utrwalenia nowych niezbędnych rozwiązań.
Zwroty pełne emocji i uczuć, zarówno tych dobrych, jak i tych złych wypełniają często pustkę w naszej duszy spowodowaną wyjałowieniem. Nierzadko zdarza się, że te chwile pełne trwogi i niepewności wlewają w nas nowe możliwości, dają nowe spojrzenie na dotychczasowe sprawy. Świeża perspektywa będąca małą częścią większej układanki zmienia wzajemne powiązania pozostałych części, dając tym samym nowy punkt wyjścia. Poczucie sensu nie powinno się brać z akceptacji naszych pragnień, ale z otwarcia się na możliwości, które stawia przed nami życie. To, co często wydaje się nam złe, bo jest przyprószone bólem i cierpieniem, często staje się siłą napędową, magnesem przyciągającym nowe osoby, fakty, zdarzenia.
Dawka negatywnych emocji może jedynie świadczyć o naszym poziomie odrętwienia. Nasze przekonania, wartości uznawane za słuszne były podstawą naszej tożsamości zarówno na polu społecznym, jak i zawodowym. Niebagatelną rolę odgrywały, wyznaczając nasze kontury na tle religijnym i kulturowym. Pozwalając opisać nam świat, w którym żyjemy, dokonywały często wyboru za nas samych. Nasza zgoda na automatyczny proces decyzyjny ma uzasadnienie w bardzo biernej postawie wobec życia. Wygoda, prostacka mentalność pozbawiona ciekawości świata, mająca swe uzasadnienie w obawie przed lękiem i zmianom otoczenia, determinują wszelkie wybory człowieka. Mając się za wolną istotę, bierny proces decyzyjny obejmuje wybory błahe, jak i te ważne, ale akt odwagi okupiony zmianą tożsamości, z pewnością jest poza horyzontem poznawczym takiej jednostki. Niemożność przerzucenia swoich sił z obrony przed zasadzkami, na akt zmieniający nasze położenie wobec świata na bardziej twórcze i odkrywcze może być przyczyną i początkiem mumifikacji własnego ja i rozpoczęcia procesu gnilnego.
Czy można oczekiwać szczęścia, próbując przewidzieć kolejny krok w naszym życiu? Czy polega ono na tym, aby uchwycić się jakiegoś skrawka, wyrwy na oceanie możliwości, nadaniu mu wartości, które szanujemy i szczycić się tym, że go mamy , opisując go jako bezcenny produkt naszych pragnień i możliwości?