Wyścigi w Monako – od czego się zaczęło?

Zwiedzamy Opole

Bez wątpienia Grand Prix Monako należy do najbardziej wyczekiwanych wyścigów w całym kalendarzu Formuły 1. Jeden z najbogatszych krajów świata, raj podatkowy, przyciąga pięknymi plażami oraz najdroższymi samochodami na świecie. Jednak czy ciasny uliczny tor w Monte Carlo faktycznie jest aż tak prestiżowy?

Historia

W Monako wyścigi mają już bardzo długą, gdyż liczącą 86 lat, tradycję. Pierwsze zmagania kierowców na ulicach Monte Carlo odbyły się już w 1929 roku, czyli na ponad 20 lat przed oficjalnym powstaniem serii F1. Zawodnikiem, który jako pierwszy wygrał na ciasnych ulicach małego księstwa, był William Grover-Williams w samochodzie marki Bugatti.

Wyścig w Monako od początku był fanaberią najbogatszych mieszkańców tego małego państwa. Za organizacją pierwszych zawodów stał bowiem potentat rynku tytoniowego, Antony Noghes. Dzięki swoim wpływom przekonał ówczesnego władcę księstwa – księcia Luisa II, aby ten pomógł mu urządzić wyścig na ulicach Monte Carlo. Władca nie kazał się zbyt długo namawiać i dość szybko utworzył „Automobile Club de Monako”, na czele którego stanął Noghes.

Wyścigi od początku miały także duże znaczenie wizerunkowe. Bogate państwo już przed wojną przyciągało możnych tego świata, a najszybsze samochody ówczesnego świata tylko dodawały Monako sznytu.

Grand Prix Monako jest także obecne od samego początku istnienia Formuły 1, czyli od sezonu 1950. Do tej pory „Królowa sportów motorowych” nie zawitała do Monte Carlo jedynie w latach 1951-1954. Od tego czasu małe księstwo konsekwentnie co roku gości zawodników F1. Jest to także jedyny wyścig w całej historii tego sportu, który nie musi się bać o swoją przyszłość. Wielu kierowców, dyrektorów stajni oraz szefów FIA nie wyobraża sobie sezonu bez zmagań w Monako. Żartobliwie można powiedzieć, że w Formule 1 są tylko dwie pewne rzeczy – wielkie pieniądze oraz Grand Prix Monako.

Bardzo trudne warunki

Grand Prix Monako od lat uznawane jest za najtrudniejszy wyścig w całym kalendarzu Formuły 1. Jedno okrążenie liczy dokładnie 3 kilometry i 340 metry. Nie jest to ani najdłuższy, ani też najkrótszy z torów, ale wyróżnia go liczba zakrętów. Jest ich dokładnie 18 i prawie wszystkie są bardzo ostre. Na całej trasie w zasadzie nie ma także długich prostych. Nawet odcinek, który na innych torach zwany jest „prostą start-meta” w Monako jest długim łukiem! Wiele zespołów specjalnie na ten jeden weekend w roku przygotowuje specjalną przekładnie kierowniczą, aby pomóc zawodnikom w manewrowaniu w ciasnych i wolnych łukach.

Brak prostych powoduje, że praktycznie nie ma możliwości rozpędzenia się. Każdy kierowca musi więc zmieniać biegi średnio co dwie sekundy, co daje około 3100 zmian w przeciągu całego wyścigu! Jest to duże obciążenie dla zawodników oraz samochodów.

Kolejnym poważnym wyzwaniem dla współczesnych bolidów F1 jest aerodynamika oraz chłodzenie. Nie bez powodu każdy z teamów w swoich konstrukcjach umieszcza dużą liczbę drobnych spojlerów, owiewek i wlotów powietrza. Kręcące się do 12 tysięcy obrotów na minutę silniki emitują bardzo dużą ilość ciepła, którą trzeba jakość odprowadzić, co nie jest proste przy niskich prędkościach. Na domiar złego tak znaczna liczba zakrętów wymaga wielu gwałtownych hamowań. Zatem obciążone są także karbonowe hamulce, a ich przegrzanie może okazać się tragiczne w skutkach. Niestety bolidy nie są projektowane do tego, by poruszać się z małymi prędkościami. Większość elementów aerodynamicznych swą optymalną sprawność osiąga dopiero w okolicach 200 km/h. Zatem każdy z zespołów musi dokładać szczególnych starań, aby odpowiednio ustawić samochód i umożliwić kierowcy uzyskanie dobrego tempa wyścigowego.

Następnym dowodem na to, że tor w Monte Carlo jest „z tamtej epoki” jest fakt, że nie ma na nim ani jednej „pułapki żwirowej”, czyli miejsca, w którym bolid może bezpiecznie wytracić prędkość w przypadku wypadnięcia z trasy. Dziś takie zabezpieczenia to absolutny standard. Nowoczesne obiekty, takie jak tor w Bahrajnie czy Abu Zabi, są ich pełne. Każdy szybki łuk jest niemal otoczony miękkim poboczem (bo tak specjaliści nazywają ten tym zabezpieczenia). Ulice Monte Carlo są bezlitosne. Jeden błąd i kierowca uderza w betonową bandę. Chwila nieuwagi i wyścig dobiega końca.

Jednak co ciekawe, mimo ciężkich warunków i trudnej trasy, na torze w Monako do tej pory zginął tylko jeden kierowca. Pechowcem tym okazał się Lorenzo Bandini, który w 1967 roku spłonął w pożarze, bo tym jak swoim Ferrari uderzył w bandę.